– Inwestując w kryptowaluty, trzeba być ostrożnym i nie angażować istotnej części swoich oszczędności – stwierdził Paweł Borys, prezes Polskiego Funduszu Rozwoju. Podpierając się informacją, że w ciągu ostatniego weekendu cena bitcoina spadła o 1/5. Z kolei brytyjski regulator sektora finansowego podkreślił, że osoby kupujące kryptowaluty „muszą się liczyć z utratą wszystkich pieniędzy”. Znany amerykański inwestor, Peter Schiff, nazwał w tym tygodniu kryptowaluty „złotem głupców” i piramidą finansową. Inny znany inwestor, mulidmiliarder Marc Cuban, powiedział z kolei, że kryptowaluty przypominają mu teraz do złudzenia bańkę internetową sprzed 20 lat (Cuban jako jeden z nielicznych przewidział jej pęknięcie). Kolejny multimiliarder, John Gundlach, zwany królem obligacji, powiedział, że bitcoin, odkąd jego cena przekroczyła 20 tys. USD, stał się bańką spekulacyjną.

Co o tym wszystkim myśleć? Najpierw trochę szczegółów. W zeszły weekend (9-10 stycznia 2021 r.) kurs bitcoina, głównej kryptowaluty spadł aż o 1/5 – z 42 tys. dolarów do 33 tys.  Ale wszystko wskazuje na to, że to nie ostudzi entuzjastycznego podejścia wielu osób do kryptowalut. Bo takich gwałtownych spadków, jak i gwałtownych wzrostów, kursów kryptowalut było już wiele. Kryptowaluty wciąż mają wielu entuzjastów, którzy wierzą, że da się na nich zbić fortunę. Ale inwestowanie w nie jest bardzo ryzykowne, dużo bardziej ryzykowne niż inwestowanie w złoto, akcje czy nieruchomości. Jest, jak to ujął Warren Buffet, jeden z największych inwestorów i jeden z najbogatszych ludzi na świecie, jak gra w ruletkę. Czyli jak hazard.

Entuzjaści kryptowalut odpowiedzą, że tak nie jest, bo w dłuższej perspektywie kursy kryptowalut rosły i nadal rosną. To jest dyskusyjna teza, ale o tym za chwilę. Kursy niektórych kryptowalut rosły i rosną tylko dlatego, że ciągle przybywa ludzi, którzy chcą w nie inwestować, bo wierzą, że mogą na nich się obłowić.

Ale tak działają piramidy finansowe. Tak tworzą się banki spekulacyjne, które pękają pod wpływem najmniejszego impulsu. Jedna, niepozorna informacja może spowodować na tym rynku panikę i załamanie – tak, jak było w przypadku słynnej holenderskiej tulipanomanii i innych baniek spekulacyjnych, które kryptowalutowy boom bardzo przypomina. Czy pamiętacie, że do kryzysu finansowego w 2008 r. wystarczyła jedna iskra – upadek jednego banku?

Kryptowaluty kupują i posługują się nimi głównie ci, którzy traktują je jako inwestycję. Którzy chcą na ich zakupie zarobić, licząc, że ich kurs wzrośnie. Czyli są na nim głównie spekulanci, którzy liczą, że przechytrzą pozostałych uczestników tego rynku. Bo mogą zarobić tylko kosztem pozostałych graczy.

Kryptowaluty są więc bardzo narażone na grę spekulacyjną, są idealnym polem do spekulacji, przyciągają wielkich spekulantów i kapitał spekulacyjny. A na rynkach spekulacyjnych dobrze zarabiają tylko nieliczni. Głównie lepiej poinformowani duzi inwestorzy, którzy mogą kupić lub sprzedać tyle kryptowalut, by wpływać na poziom ich kursu. Oni mogą dużo zarabiać, ale kosztem tysięcy małych inwestorów, skuszonych  wizją dużego i szybkiego zarobku, którzy zamiast tego tracą.

Teraz pytanie za sto punktów: ilu małych, drobnych inwestorów sprzedało bitcoiny tuż przed załamaniem ich kursu w ostatni weekend? Ilu z nich przewidziało to załamanie? Ilu sprzedało je tuż przed poprzednimi gwałtownymi spadkami kursu bitcoina? Idę o zakład, że niewielu i że ci nieliczni zrobili to przypadkowo. Jakoś nie słyszy się o drobnych inwestorach, którzy zbili na kryptowalutach fortunę. Media ich nie opisują, choć chętnie opisywałyby, gdyby były tego przykłady. Chętnie opisywałyby ich, o czym wiem, bo od ponad 20 lat jestem dziennikarzem.

Mimo to ludzi inwestujących w kryptowaluty przybywa, bo wielu wydaje się, że to świetna inwestycja, że to na nich można najwięcej, najszybciej i najłatwiej zarobić. Więcej, szybciej i łatwiej niż na akcjach czy złocie. Inwestujących w kryptowaluty przybywa, bo to łatwa inwestycja – wystarczy kupić kryptowaluty i czekać, aż ich kurs wzrośnie. To dużo łatwiejsze niż inwestować w akcje czy nieruchomości.

W ostatnich kilku miesiącach cena głównej kryptowaluty, czyli bitcoina, zwiększyła się kilkakrotnie. Im szybciej rosła, tym więcej ludzi na nią się rzucało, wierząc, że szybko się obłowi. I tak powstał samonapędzający się mechanizm – taki, jaki przy innych bańkach spekulacyjnych. Poza tym ceny kryptowalut rosły, bo rządy, by złagodzić kryzys, pompowały w gospodarkę gigantyczną ilość gotówki, która musiała gdzieś znaleźć ujście. Więc rosły jak na drożdach wszystkie rynki inwestycyjne: akcji, złota, surowców, walut i kryptowalut. Rosły też dlatego, że trzymanie pieniędzy w bankach przestało się opłacać, a wręcz traci się na tym. Ale kryptowalutowy boom wspomaga jeszcze jeden czynnik: wielu ludzi sparzyło się na funduszach inwestycyjnych, na bankach inwestycyjnych, na powierzaniu innym pieniędzy, by je inwestowali i pomnażali za nas. Wolą więc sami je inwestować. A samemu najłatwiej inwestować w kryptowaluty. Stąd i cały ich fenomen.

Nie jest więc tak, jak przekonują entuzjaści kryptowalut, że ich kursy rosną, bo jest ich ograniczona ilość. To nieprawda, bo kryptowalut ciągle przybywa, łącznie z bitcoinem, ciągle pojawiają się nowe kryptowaluty.

Oceniając kryptowaluty, Warren Buffet porównał je do trutki na szczury. – W temacie kryptowalut mogę powiedzieć tyle, że na pewno zmierza to do złego zakończenia. Nie inwestujesz, gdy kupujesz kryptowaluty. Spekulujesz – powiedział w rozmowie z telewizją CNBC, podkreślając, że jego firma nigdy  nie inwestowała w nie.

Buffet zwrócił uwagę na największy mankament kryptowalut, o którym już mówiłem: to, że inwestowanie w nie jest jak hazard, jest czystą spekulacją, zakładającą, że ich kurs będzie ciągle rósł. Jednak to założenie już wielokrotnie okazywało się mylne. Kursy kryptowalut są bardzo niestabilne, chwiejne, dużo bardziej niż kursy zwykłych walut czy akcji firm. Wartość bitcoina już wiele razy gwałtownie spadała, wręcz załamywała się, dochodziła do 20 tys. dolarów, by po dwóch miesiącach zmniejszyć się do 7,5 tys. tysięcy USD. W styczniu 2019 roku jeden bitcoin kosztował mniej niż 3,5 tys. USD (dziesięć razy mnie niż obecnie), ale do sierpnia 2019 r. jego kurs urósł do 12 tys. dolarów, by w tym samym miesiącu spaść do 9,4 tys. dolarów. W grudniu 2019 r. spadł do 6,5 tys. USD. Potem znów zwiększał się, by 14 lutego 2020 r. osiągnąć poziom 10 tys. 350 USD. Miesiąc później, po wybuchu pandemii koronawirusa, cena bitcoina na kryptowalutowych giełdach kolejny raz załamała się, spadając do niecałych 5 tys. dolarów. Czyli w ciągu miesiąca zmniejszyła się o ponad 100 proc. Potem znów rosła. W maju przekroczyła poziom 9 tys. dolarów. W pierwszej połowie grudnia doszła do 19 tys. dolarów. A przed Świętami i po Nowym Roku znów gwałtownie skoczyła w górę. 8 stycznia dochodziła do poziomu 42 tys. USD, ale przez kolejne dwa dni spadła o 1/5 – do 33 tys.

Spadła tak bardzo, bo zapewne pewne grono dużych inwestorów uznało, że to najlepszy moment, żeby wyjść z tej inwestycji, zrealizować zyski, że cena bitcoina w najbliższym czasie bardziej nie wzrośnie. Co będzie dalej? We wtorek ceny kryptowalut znów zaczęły iść dynamicznie w górę. Ale nawet analitycy z kryptowalutowych firm, np. Alex Mashinsky z firmy Celsius, uważają, że weekendowa przecena kryptowalut to dopiero początek spadków ich cen i jeszcze w tym kwartale cena bitcoina może spaść do 16 tys. dolarów.

Zamiast więc cieszyć się z tego, że kryptowaluty znów zaczęły rosnąć, powinna nam się zapalić lampka ostrzegawcza. Powinniśmy zadać sobie pytanie: a może ktoś sztucznie pompuje teraz te ceny, zachęca w ten sposób innych do kupowania, żeby znów zarobić na wzroście cen, na cenowej górce znów się wycofać, sprzedać? A może ktoś nie chce na razie dopuścić do pęknięcia tej bańki spekulacyjnej, bo wie, że jeszcze może dużo na niej zarobić? W każdym razie kryptowalutowa bańka spekulacyjna może pęknąć w każdej chwili. Moim zdaniem dziś jesteśmy tego bliżej niż kiedykolwiek wcześniej.

Wielu znanych inwestorów (nie tylko Warren Buffet) i ekonomistów ostrzegało przed inwestowaniem w kryptowaluty. Bardzo krytycznie wypowiada się o nich znany inwestor Peter Schiff, nazywając je „złotem głupców”, piramidą finansową, twierdząc, że inwestujący w kryptowaluty łudzą się, że zarobią na nich, bo staną się one kiedyś normalnym pieniądzem, normalną walutą. Zdaniem Schiffa to nigdy nie nastąpi. Bo według niego nie spełniają one definicji pieniądza.  Słynny amerykański ekonomista Nouriel Rubini, który przewidział kryzys finansowy w 2008 r., wskazywał, że załamania kursów kryptowalut są większe niż w przypadku innych ryzykownych inwestycji. Kryptowaluty krytykował też Jon Daniellson z London School of Economics. Przed inwestowaniem w nie przestrzegało też wiele banków, np. największy bank w Europie, brytyjski HSBC, który uniemożliwił swym klientom używania ich kont w tym banku do zakupu kryptowalut. Przestrzegały też przed kryptowalutami państwowe instytucje nadzorujące rynek finansowy z wielu krajów, np. brytyjski regulator tego rynku.

Dlaczego inwestowanie w kryptowaluty jest takie ryzykowne? Kryptowaluty przypominają nieco rynek akcji. Różnica jest jednak taka, że za akcjami stoi konkretna firma, konkretny biznes, gdzie można sprawdzić, czy to dobra firma i warto w nią inwestować czy nie. W przypadku krypotowalut to nie wchodzi w grę, bo nie stoi za nimi ani żadna realna wartość ani wartość gwarantowana przez państwo, jak to ma miejscu w odniesieniu do zwykłych walut.

Kryptowaluty emitują czy też „wykopują” prywatne osoby i firmy, które w żaden sposób nie gwarantują ich wartości, stabilności ich kursu i oczywiście, nie gwarantuje tego też żadne państwo. Kryptowaluty są poza kontrolą i nadzorem państwa oraz jego instytucji i to przede wszystkim dlatego inwestowanie w nie jest obarczone tak dużym ryzykiem. Problem polega też na tym, że, jak zwraca uwagę KNF, „nie spełniają one kryterium powszechnej akceptowalności”. To znaczy, że bardzo niewiele firm, sklepów czy punktów usługowych zgadza się, by płacić za kupione od nich rzeczy czy usługi kryptowalutami. A jest tak m.in. dlatego, że ich wartość jest bardzo zmienna, że nie bardzo jest co z nimi zrobić (skoro za tak niewiele usług i towarów można nimi zapłacić). Więc dużo bezpieczniej rozliczać się zwykłymi pieniędzmi.

Na dodatek w kryptowalutowej branży aż roi się od oszustów, czego przykładem są oszukańcze, zachęcające do skorzystania z kryptowalutowych platform reklamy w internecie.   

Te reklamy pojawiły się w wielu polskich serwisach internetowych (także tych znanych i poważnych) i mediach społecznościowych już w 2018 roku. I niestety, mimo działań prokuratury, nadal w nich się pojawiają. Są oszukańcze m.in. dlatego, że zawierają zmyślone wypowiedzi znanych Polaków (np. Roberta Lewandowskiego, Kuby Wojewódzkiego, Szymona Hołowni, Piotra Żyły czy Zygmunta Solorza-Żaka), którzy rzekomo zachęcają do inwestowania na kryptowalutowych platformach.  Owe anonse wyglądają zwykle łudząco podobnie.

Problem polega właśnie na tym, że w żaden sposób nie uregulowany ani nie nadzorowany, zapewniający anonimowość jego uczestnikom rynek kryptowalut, to idealne miejsce dla oszustów, naciągaczy i cwaniaków. To dlatego przekrętów i afer na kryptowalutowym, mętnym, niestety, rynku było i jest wiele. Od piramid finansowych i wyłudzania pieniędzy pod pretekstem inwestycji w kryptowaluty, sprzedawania fikcyjnych kryptowalut aż po nagłe bankructwa znanych giełd kryptowalutowych, przez które tysiące ludzi traciły bardzo dużo pieniędzy. Jedną z najgłośniejszych tego typu spraw była historia kryptowaluty OneCoin, która okazała się piramidą finansową i pralnią brudnych pieniędzy. Wyłudzono przez nią aż 4 mld dolarów od setek tysięcy ludzi z ponad 100 krajów. Jej dwoje współtwórców zostało aresztowanych i oskarżonych o oszustwa finansowe, ale głównodowodząca całym przedsięwzięciem, Ruja Ignatova, zwana Krypto-Królową, znikła bez śladu, unikając odpowiedzialności. 

Inny przykład, ale już z krajowego podwórka, to nagłe bankructwo, w 2019 r., jednej z najstarszych i najbardziej znanych polskich giełd kryptowalutowych – Bitmarketu, przez które tysiące Polaków straciło łącznie około 100 mln zł. Niektórzy po kilkaset tysięcy złotych. Dwa tygodnie po upadku Bitmarketu jeden z jego współwłaścicieli został odnaleziony martwy, nad podolsztyńskim jeziorem Tyrsko, z raną postrzałową głowy.

Zwolennicy kryptowalut mogą zbyć te mroczne historie słowami, że w każdej z branż dochodzi do afer, że wszędzie pojawiają się nieuczciwi ludzie, więc nie jest to żaden argument przeciwko inwestowaniu w bitcoina i jemu podobne. To łatwa do odparcia polemika, bo akurat rynek kryptowalutowy stwarza – z powodów, o których już mówiłem – dużo większe ryzyko nadużyć niż większość innych branż. Często podkreśla się też, że kryptowaluty mogą być łatwo skradzione (z prywatnych kont lub z platform kryptowalutowych.

Jaki widać, argumentów przeciwko inwestowaniu w kryptowaluty nie brakuje i powinniśmy wziąć je pod uwagę.

YouTube