Roczna sprzedaż czekolady w Polsce jest warta ponad 2 mld zł. Zdecydowana większość tej sumy przypada jednak na firmy zagraniczne.
Jak poinformował portal Businessinsider.com.pl, według danych Euromonitor International (podanych w raporcie firmy Lotte Wedel) liderami polskiego rynku czekolady są Lotte Wedel (należący do japońskiego koncernu Lotte), amerykański Mondelez i włoskie Ferrero. Mają one łącznie około połowy udziałów w polskim rynku czekolady. Kolejne miejsca zajmują Goplana, Storck, Nestle, Wawel i Mars, spośród których tylko Goplana jest firmą mającą polskiego właściciela (Wawel ma kapitał mieszany, zagraniczno-polski, ale 52 proc. udziałów w nim należy do szwajcarskiej firmy Hosta, a pozostali główni udziałowcy to działające w Polsce zagraniczne fundusze emerytalne: MetLife OFE, Nationale Nederlanden OFE, Aviva OFE Aviva Santander). Kilkanaście procent polskiego rynku czekoladowego przypada na marki własne sieci handlowych, przy czym trzeba pamiętać, że w Polsce największe spożywcze sieci handlowe to niemal w całości sieci zagraniczne: Biedronka, Auchan, Lidl, Kaufland, Carrefour czy Netto (jedyną należącą do ścisłej czołówki polską spożywczą siecią handlową jest Dino).
Podobnie rzec się ma w przypadku produkcji wyrobów czekoladowych w Polsce. Bo ich największymi producentami w naszym kraju są firmy zagraniczne lub będące w rękach zagranicznego kapitału: Lotte Wedel, Ferrero i Mondelez. Rynek wszystkich wyrobów czekoladowych w Polsce jest wart – według danych firmy Nielsen – aż 7,65 mld zł. Jest więc o co się bić. Dlaczego mimo to producenci z polskim kapitałem stracili zdecydowaną większość naszego rynku tych wyrobów na rzecz firm zagranicznych? W dużej mierze dlatego, że Wedel, który był polską firmą (i jedną z najlepszych, najbardziej znanych polskich marek), w wyniku prywatyzacji trafił w zagraniczne ręce. Bo polski rząd prywatyzował ją tak, jak większość innych polskich firm: na zasadzie kto da więcej. A zagraniczne koncerny niemal w każdym przypadku były w stanie zaoferować za nie więcej niż krajowi inwestorzy. Tym sposobem w zagraniczne ręce trafiło bardzo wiele dobrych polskich firm i wiele najlepszych polskich marek. To jednak rzecz odwracalna, bo jest coraz więcej przykładów polskich firm, które przejęli zagraniczni inwestorzy, ale teraz odkupują je polscy. Za przykład niech posłuży operator sieci komórkowej Plus (przejęty przez grupę kapitałową Zygmunta Solorza), Łowicz („odbity” przez Grupę Maspex) czy Radio Zet, odkupione przez polski koncerny medialny Agora od francuskiego Lagardere.
Z drugiej jednak strony ciągle dość często zdarza się, że jakaś kolejna znana polska firma czy marka jest przejmowana przez zagranicznego inwestora. Najbardziej znanym tego przykładem było w ostatnich latach przejęcie firmy Solaris, jednego z najlepszych producentów autobusów na świecie, przez hiszpańską grupę CAF. Inny, równie spektakularny przykład to zakup Konspolu przez amerykańskiego Cargilla.
Tak czy owak wciąż jest tak, że bardzo wiele branż w Polsce jest zdominowanych przez firmy zagraniczne i zdecydowana większość największych firm w naszym kraju to przedsiębiorstwa, mające zagranicznych właścicieli. W krajach zachodnich czy najsilniejszych gospodarczo krajach Azji jest na odwrót: większość największych firm działających w tych państwach to firmy rodzime. I to jest główna przyczyna ich szybkiego rozwoju gospodarczego i bogactwa. Chodzi m.in. o to, że wypracowywany w tych krajach przez firmy zysk to w większości zysk rodzimych firm. Poza tym trzeba pamiętać, że najlepiej płatne miejsca pracy są w centralach firm. Tymczasem, jak już wspomniałem, większość największych firm w Polsce to oddziały zagranicznych koncernów, których najlepiej płatne miejsca pracy są za granicą, w ich centralach. To dlatego powinniśmy tworzyć jak najlepsze warunki do rozwoju polskich firm, bo one swoje centrale, z najlepiej płatnymi miejscami pracy, mają na ogół w Polsce.
Na zdjęciu: warszawska fabryka Wedla. Fot. Wedel
Jacek Krzemiński