Mit 1: Nie ma znaczenia, czy kupujemy towary polskie i zagraniczne. Bo to nie ma większego wpływu na tempo rozwoju gospodarczego Polski, na poziom zarobków i zamożności Polaków.
Wiara w ten mit jest w Polsce rozpowszechniona, choć jest bardzo naiwna. Bardzo naiwna, bo nie uwzględnia bardzo prostych, zrozumiałych dla każdego zależności. Jeśli kupujemy produkty i usługi polskich firm, to wydane przez nas pieniądze zostają w Polsce, to tworzymy i utrzymujemy tutaj miejsca pracy. Jeśli jednak kupujemy produkty i usługi zagraniczne, to nasze pieniądze wędrują zagranicę, tworzymy i utrzymujemy miejsca pracy w innych krajach. To proste jak konstrukcja cepa.
W Polsce do niedawna mieliśmy bardzo wysokie bezrobocie. Jedną z głównych tego przyczyn było to, że importowaliśmy z zagranicy zbyt dużo towarów (ten import przewyższał o dziesiątki miliardów złotych rocznie nasz eksport) zamiast produkować je w naszym kraju i tworząc u nas w ten sposób miejsca pracy. Bezrobocie było u nas wysokie, bo importując tak dużo (dużo więcej niż eksportując), wybierając towary zagraniczne zamiast polskich, „oddawaliśmy walkowerem” innym krajom tysiące miejsc pracy.
Ale to nie wszystko. Im więcej miejsc prac w naszym kraju i im mniejsze w nim bezrobocie, tym wyższe pensje. Bo rynek pracy funkcjonuje tak, jak każdy inny rynek. Nasza praca jest jak towar. Jeśli danego towaru jest dużo, a mało chętnych do jego kupienia, to jego cena spada. Tak samo jest z pracą. Jeśli jednak bezrobotnych jest coraz mniej i coraz trudniej o pracowników, a potrzeba ich coraz więcej (wraz z kolejnymi nowymi miejscami pracy), to pensje rosną. Tak, jak to miało miejsce w Polsce przed pandemią koronawirusa.
Mit 2: Wystarczy, że kupujemy produkty wytworzone w Polsce. Bo wówczas miejsca pracy związane z ich produkcją pozostają w naszym kraju.
Najlepiej płatne miejsca pracy są w centralach, głównych siedzibach, firm, gdzie zarządza się tymi firmami, planuje jej działania, gdzie projektuje się produkty i loga, tworzy technologie, gdzie są działy marketingu, finansów, badań i rozwoju. Centrale zagranicznych koncernów mających w Polsce fabryki są ulokowane poza naszym krajem.
Duża część kwoty, którą płacimy za daną rzecz, od 5 do 30 proc., trafia do centrali firmy, centrali producenta i to nazywamy rentą korporacyjną. W ten sposób finansujemy te wysokopłatne miejsca pracy w centrali firmy. Dlatego tak ważne jest, żeby powstawało jak najwięcej polskich dużych, globalnych firm, bo będę one miały swoje centrale, z najlepiej płatnymi miejscami pracy, w naszym kraju. My sami możemy do tego bardzo się przyczynić, wybierając produkty oraz usługi polskich firm i wspierając w ten sposób ich rozwój. Trzeba przy tym jednak wiedzieć, które firmy i marki są polskie, bo z jednej strony wiele polskich firm zostało przejętych przez zagraniczne koncerny, a z drugiej te koncerny często nadają swym sprzedawanym w Polsce produktom polskie, swojsko dla nas brzmiące nazwy (np. Kropla Beskidu czy Żywiec-Zdrój), wiedząc, że wielu Polaków świadomie wybiera polskie produkty. Listę marek należących do firm z polskim kapitałem można znaleźć m.in. na stronie: Polskiemarki.info. Można też używać do tego aplikacji Pola (ściąga się ją bezpłatnie
Mit 3: Produkty wytworzone w Polsce to te, które mają kod kreskowy zaczynający się od cyfr 590.
Kod zaczynający się od 590 nie daje gwarancji, że dany produkt jest wyprodukowany w Polsce. Kod 590 ma wiele sprzedawanych w naszym kraju towarów, które są wyprodukowane w Chinach. Jak to możliwe? O tym więcej przeczytacie w innym artykule w naszym serwisie pt. „Kod 590 równa się produkt polski, produkt wytworzony w Polsce?”
Mit 4: Nie ma znaczenia, czy kupujemy w polskich sklepach czy tych należących do sieci zagranicznych.
Ma to ogromne znaczenie, a dlaczego tak jest, napisaliśmy już w punkcie 2. W krajach zachodnich – w przeciwieństwie do Polski – dominują na rynku ich rodzime sieci handlowe. W Niemczech – niemieckie, we Francji – francuskie, w Wielkiej Brytanii – brytyjskie, a nawet w małej Holandii – holenderskie – i w równie niewielkiej Szwajcarii – szwajcarskie. To jednak w bardzo dużym stopniu wynik świadomych wyborów tamtejszych konsumentów, którzy wolą robić zakupy w swoich rodzimych sklepach. Wiedząc, że także od tego zależy ich dobrobyt.
Mit 5: Polskie firmy mają takie same szanse na rynku co zagraniczne koncerny. Jeśli przegrywają z nimi, to znaczy, że są gorzej zarządzane.
To jedna z najbardziej nieuczciwych intelektualnie opinii, jakie pojawiają się w polskiej debacie gospodarczej. Pomija bowiem przede wszystkim tzw. korzyść (efekt) skali, który daje ogromną przewagę zachodnim koncernom nad polskimi firmami. Na czym to polega? Polskie firmy są zazwyczaj wielokrotnie mniejsze niż ich główni zachodni czy azjatyccy konkurenci, którzy są zwykle globalnymi koncernami. Tymczasem im większa skala produkcji, sprzedaży, tym niższe tzw. koszty jednostkowe, czyli koszty działalności firmy przypadające na 1 sztukę jej produktu. Te koszty to nie tylko koszty produkcji, ale i dystrybucji, logistyki, marketingu i reklamy. Innymi słowy, zachodnie firmy, dzięki dużo większej skali produkcji i sprzedaży, mają niższe od polskich koszty w przeliczeniu na jedną sztukę swego produktu. Dzięki swej wielkości zachodnie koncerny łatwiej i taniej – niż mniejsze od nich polskie firmy – pozyskują też kapitał na rozwój, czyli np. kredyty służące do sfinansowania inwestycji.
To wszystko przekłada się na poziom zyskowności firm, który w zachodnich koncernach jest dużo wyższy niż w polskich firmach. Dzięki temu zachodnie koncerny mogą dużo więcej pieniędzy – niż nasze firmy – przeznaczać na reklamę. A bardziej reklamowane produkty sprzedają się na ogół lepiej.
Mit 6: Polska od wejścia do UE szybko nadrabia dystans gospodarczy dzielący ją od bogatych krajów zachodnich, podobnie rzecz się ma z zarobkami w naszych kraju.
Niestety, to tylko pobożne życzenia, których statystyczne dane nie potwierdzają. Polska już w 2009 r. przestała zmniejszać dystans dzielący ją od najbogatszych krajów zachodnich (takich, jak Niemcy, Szwajcaria, Dania czy Austria), przyjmując jako miarę wielkość PKB na 1 mieszkańca. Tymczasem wielkość PKB ma ścisły związek z poziomem wynagrodzeń. Im jest on wyższy, tym wyższe wynagrodzenia. W Polsce średnie wynagrodzenia są wciąż 3-4 razy niższe niż w bogatych krajach Zachodu i niestety, różnica w ich wysokości między naszym krajem a tymi państwami nie zmniejsza się. To samo dotyczy więc poziomu życia w Polsce i na Zachodzie.
Mit 7: Rozwój gospodarczy Polski zależy w największym stopniu od inwestycji zagranicznych, od tego, na ile skutecznie ściągamy inwestorów zagranicznych.
Nie ma na świecie kraju, który stał się bogaty dzięki inwestycjom zagranicznym (niektórzy uważają, że wyjątkiem od tej reguły jest Singapur, ale to dyskusyjna opinia). Korea Południowa, tak, jak Chiny, Japonia czy Tajwan, postawiła na rozwój własnych firm i własnych technologii. Polska, podobnie, jak Czechy, Słowacja, Węgry, Rumunia, Bułgaria czy kraje bałtyckie, postawiły od lat 90. XX w. na zagraniczne inwestycje i zagraniczne technologie.
Który model był lepszy? Korea Południowa rozwijała się w tym czasie dużo szybciej (mierząc to wzrostem PKB) niż nasz kraj i nasi środkowoeuropejscy, postkomunistyczni sąsiedzi. W 1985 r. PKB na 1 mieszkańca był w Korei na tym samym poziomie, co w Polsce, a dziś jest on tam dwa razy wyższy i Korea należy do najbogatszych krajów na świecie.
Dlaczego tak się stało? Nie da się tego wytłumaczyć w kilku zdaniach. Najważniejsze jest to, że międzynarodowe koncerny stosują dziś powszechnie fragmentaryzację produkcji (w jednych fabrykach produkują części, a w innych montują je w całość), tworzą i zarządzają czymś, co nazywa się globalnymi łańcuchami wartości, a mówiąc w uproszczeniu globalnymi łańcuchami dostaw czy produkcji. Zaczynają się one od dostawców surowców, a kończą na centralach korporacji, które odpowiadają za zarządzanie, marketing i sprzedaż gotowych produktów, w których powstają nowe technologie, gdzie prowadzi się prace badawczo-rozwojowe oraz projektowe, gdzie najlepiej się zarabia. Pomiędzy tymi dwoma skrajnymi ogniwami są wytwórcy półproduktów, części i podzespołów oraz firmy montujące je w gotowe produkty. Im wyżej jest się w tym łańcuchu dostaw, tym więcej się zarabia, osiąga wyższe marże. A im niżej, tym większa konkurencja (im prostsze czynności do wykonania, tym więcej firm, które są w stanie je wykonywać) i mniejszy zarobek. To dlatego na globalnych łańcuchach wartości najlepiej wychodzą te kraje, z których pochodzą liderzy tych łańcuchów – globalne koncerny.
Sęk w tym, że Polska należy do krajów najbardziej zintegrowanych z globalnymi łańcuchami dostaw, ale stała się w nich w tym średnim ogniwem: poddostawcą, podwykonawcą, montownią. Taką rolę odgrywają na ogół fabryki zagranicznych koncernów w Polsce, ale też zakłady produkcyjne kooperujących z nimi firm z polskim kapitałem. Wygląda to np. tak, że polskie firmy szyją ubrania na zlecenie zachodniej firmy odzieżowej, a ona je potem sprzedaje pod własną marką, osiągając dużą wyższą marżę, czyli zarabiając na tym dużo więcej, niż polski podwykonawca. Tak samo jest z większością polskiego eksportu mebli, choć chwalimy się, że jesteśmy meblarską potęgą eksportową. Podobnie jest z nabiałem. Co z tego bowiem, że polskie mleczarnie dużo eksportują, skoro sprzedają za granicę głównie półprodukty, np. sery żółte w blokach, krojone potem, paczkowane i sprzedawane pod własną marką przez zachodnie firmy.
Polskie oddziały międzynarodowych koncernów na ogół nie tworzą nowych technologii, innowacji, nie ma w nich centrów badawczo-rozwojowych. Technologie powstają w ich centralach i stamtąd są ściągane. To jedna z odpowiedzi na pytanie, dlaczego w rankingach innowacyjności Polska wciąż bardzo słabo wypada, wydaje dużo mniej na prace badawczo-rozwojowe niż bogate kraje zachodnie, ma dużo mniejszy od nich udział w produkcji i eksporcie produktów wysoko zaawansowanych technologicznie.
W globalnych łańcuchach dostaw państwa dzielą się na kraje centralne, będące liderami technologicznymi, „producentami wiedzy naukowo-technicznej”, i kraje peryferyjne. Te pierwsze to takie, które są najwyżej w tych łańcuchach, gdzie są centrale międzynarodowych koncernów, centra badawczo-rozwojowe, gdzie powstają nowe technologie, gdzie się najlepiej zarabia. Zaś kraje peryferyjne to ich podwykonawcy i poddostawcy. Do tego grona należą, niestety, m.in. kraje Grupy Wyszehradzkiej, w tym Polska, które utknęły na tym poziomie w globalnych łańcuchach wartości. Jak to zmienić? Międzynarodowe koncerny, które mają swe centrale w krajach zachodnich, musiałyby je przenieść je do nas, by nam umożliwić taki awans. Ale tak przecież się nie stanie. Jedyna droga to tworzenie własnych silnych, międzynarodowych marek, własnych silnych, międzynarodowych firm, które swe centrale miałyby w Polsce.
Mit 8: Kapitał nie ma narodowości, idzie tam, gdzie mu lepiej, a nasze wybory konsumenckie w żaden sposób na to nie oddziałują.
Ta często powtarzana opinia miała usprawiedliwiać przyjęty w Polsce model gospodarczy, skupiający się głównie na ściąganiu zagranicznych inwestycji. Niestety, wiele razy okazywało się już, że ta opinia ma niewiele wspólnego z rzeczywistością. Wtedy, gdy włoski koncern Fiat ogłosił, w 2010 r., że produkcję modelu panda przenosi z Polski, z Tychów, do Włoch – mimo że tam są wyższe koszty produkcji. Czy podczas kryzysu finansowego w 2008 r., gdy zachodnie banki dużo bardziej przykręcały kurek z pieniędzmi w swych środkowoeuropejskich filiach niż na swych macierzystych rynkach.
Na koniec pewna zaczerpnięta z życia historyjka: do polskiego oddziału niemieckiego koncernu zgłosił się związek sportowy, z propozycją, by ów koncern został sponsorem polskiej drużyny narodowej w jednej z zimowych dyscyplin. Szef tejże filii, Polak, był entuzjastycznie do tego nastawiony, ale po tygodniu zmienił zdanie, bo jego przełożeni z niemieckiej centrali powiedzieli mu, że koncern sponsoruje już ten sport, ale w Niemczech, i w związku z tym nie będzie robił tego też w Polsce. Jak to mówi ludowe przysłowie: koszula bliższa ciału.
Podobnych historii jest wiele. I one mówią same za siebie, łatwo z nich wyciągnąć wnioski.