Mimo, że PKB, czyli Produktu Krajowego Brutto, używa się powszechnie jako podstawowego wskaźnika gospodarczego, to jednak dużo lepszą miarą rozwoju gospodarczego i dobrobytu danego kraju oraz jego mieszkańców jest PNB, czyli Produkt Narodowy Brutto.

PNB to w uproszczeniu łączna wartość dochodów uzyskiwanych przez obywateli danego kraju i ich firm, także z działalności zagranicznej, czyli np. sprzedawania swych towarów zagranicę, w innych krajach. W produkcie narodowym brutto danego kraju nie uwzględnia się dochodów działających w nim firm zagranicznych. W związku z tym, że te dochody są transferowane – w całości lub w części – zagranicę, do państw macierzystych tych firm (czyli do krajów, z których pochodzą i mają tam główną siedzibę). Dlatego trudno je zaliczać do dochodów danego państwa, jego firm i mieszkańców.

Zagraniczne koncerny transferują swe zyski zagranicę nie tylko poprzez dywidendy (czyli wypłatę zysków), ale i np. poprzez opłaty – nakładane na swe oddziały w różnych krajach – za używanie przez nie znaków towarowych tych koncernów (m.in. ich loga) czy ich patentów.  Niejednokrotnie wyprowadzają swe dochody do rajów podatkowych i często stosują agresywną optymalizację podatkową (taka optymalizacja to działania mające na celu zmniejszenie płaconych podatków), np. przy użyciu mechanizmu cen transferowych. Polegającego na tym, że spółki należące do tego samego koncernu sprzedają sobie nawzajem różne produkty i usługi po zawyżonych cenach. Dzięki temu sztucznie zawyżają swoje koszty i wykazują mniejszy zysk, a w ślad za tym płacą mniejszy podatek od zysku. To jest jedna z głównych przyczyn, dla których polskie oddziały zachodnich koncernów w wielu przypadkach nie wykazują zysku lub wykazują znikomy zysk, przez co albo nie płacą podatku dochodowego albo płacą go w symbolicznej wysokości.

Podnosi się wprawdzie argument, że koncerny zagraniczne reinwestują część swych zysków, czyli część zysków wypracowywanych w danym kraju przeznaczają na swe kolejne inwestycje w tym państwie. Ale  to niczego nie zmienia, bo zyski z tych inwestycji w dalszym ciągu są transferowane – w całości lub części – zagranicę. Zyski z nich zasilają więc inne państwa.

To bardzo ważne w takich krajach, jak Polska, Czechy, Słowacja czy Węgry, w których firmy zagraniczne stanowią bardzo dużą część gospodarki. Dla przykładu: ponad połowa ze 100 największych firm w naszym kraju to właśnie koncerny zagraniczne. Tak samo jest w przypadku największych w Polsce firm produkcyjnych i największych eksporterów. To dlatego większość eksportu z Polski przypada na firmy zagraniczne, mające fabryki w naszym kraju. Ale to znaczy także, że większość zysków z tego eksportu trafia w części lub całości zagranicę. 

Ekspansja koncernów zagranicznych w Polsce jest dużo większa niż ekspansja polskich firm zagranicą. Inaczej mówiąc, koncerny zagraniczne inwestują u nas o wiele więcej niż polskie firmy zagranicą. To zaś wynika z tego, że są wielokrotnie większe od polskich firm, dysponują wielokrotnie większymi kapitałami. Efekt jest taki, że wypływające z Polski dochody firm zagranicznych są większe od dochodów generowanych przez polskie firmy w innych krajach. Z tego powodu tracimy dziesiątki miliardów złotych rocznie.

Na dodatek ten wypływ kapitału z naszego kraju rośnie z roku na rok. Trafia on głównie do krajów pochodzenia zagranicznych koncernów. W 2005 r. wypłynęło z Polski do zachodniej Europy 25 mld zł, ale już w 2014 r. 66 mld zł. Jeżeli dodamy do tego wypływ kapitału do krajów nienależących do UE, to uzyskamy kwotę odpowiadającą 1/3 rocznego budżetu państwa polskiego i trzy razy większą niż roczne dotacje dla Polski z Unii Europejskiej. W ten sposób Polacy finansują – na ogół dużo wyższe niż w Polsce – zarobki obywateli krajów, z których pochodzą zagraniczni inwestorzy.

Podsumowując, kraje, które mają wiele własnych (rodzimych) koncernów, mają też większe dochody. Są więc uznawane za zamożniejsze i zarabia się w nich więcej niż w krajach, w których dominują koncerny zagraniczne. Stąd wypływa też wniosek, że wysokość średnich zarobków w Polsce będzie mogła zbliżać się do poziomu wynagrodzeń w zamożnych krajach Europy Zachodniej dopiero wtedy, gdy rozwijać się będą u nas przede wszystkim firmy rodzime, polskie. Gdy będą one rosnąć tak szybko, że będą mogły osiągać sukcesy także na rynkach zagranicznych.

To ważne także dlatego, że zbyt duży udział firm zagranicznych w gospodarce jakiegoś kraju nie tylko obniża jego PNB, ale i PKB. W jaki sposób?  Oprócz oficjalnego, rejestrowanego wypływu kapitału z Polski za granicę obserwujemy także inny – jeszcze bardziej szkodliwy dla rozwoju naszej gospodarki – wypływ kapitału praktykowany przez niektórych zagranicznych inwestorów. Polegający na tym, że usytuowana w Polsce spółka produkcyjna sprzedaje wytworzone przez nią towary swej zagranicznej spółce-matce. Sprzedaje jej te produkty najczęściej z symbolicznym zyskiem (co pomniejsza polski PKB). Spółka-matka dolicza do ceny tych produktów koszty swego funkcjonowania oraz wysoki narzut (marżę), a następnie sprzedaje je konsumentom. To, ile w taki sposób dolicza do cen, jest zróżnicowane w zależności od kraju i siły lokalnej konkurencji na danym rynku. Na przykład przy sprzedaży do Polski, w której – w przypadku danego produktu – istnieje silny polski konkurent, zagraniczna spółka-matka nie dolicza kosztów własnych i sprzedaje produkt po cenach dumpingowych (zaniżonych). To z kolei obniża wpływy z podatków pobieranych przy sprzedaży tych produktów, a polscy konkurenci – w obliczu takiej nierównej i nieuczciwej konkurencji – nie mogą się rozwijać. W takich warunkach polskie przedsiębiorstwa nie są też w stanie konkurować na rynku globalnym i powiększać bogactwa Polski, czyli PNB.

Polski rynek i polska gospodarka są zdominowane w bardzo wielu liczących się branżach przez wielkie zagraniczne (na ogół zachodnie) koncerny, z czym wiąże się wiele negatywnych następstw gospodarczych. O niektórych z nich już napisaliśmy, ale trzeba podkreślić zwłaszcza to, że polskie firmy, mając od 30 lat na swoim rodzimym rynku bez porównania większych i silniejszych konkurentów zachodnich (m.in. dysponujących wielokrotnie większymi kapitałami), konkurują z nimi najczęściej ceną (dając niższe od nich ceny), co bardzo obniża ich zyskowność, hamuje ich wzrost, nie pozwala zgromadzić większego kapitału na rozwój, inwestycje, stworzenie własnych technologii, silnych marek o globalnym zasięgu, a także zaniża wynagrodzenia pracowników. W dalszej perspektywie obniża również ich emerytury.

Podsumowując:

Większość polskiej gospodarki – mimo dużego udziału w niej zagranicznych firm – stanowią polskie, rodzime firmy, które tworzą też u nas większość miejsc pracy w przedsiębiorstwach. Zatem to przede wszystkim od kondycji polskich firm, od ich poziomu zysków i rozwoju, zależy zamożność naszego kraju i jego mieszkańcow, wielkość polskiego PKB, to, ile w Polsce zarabiamy. Koncerny zagraniczne dostosowują poziom wynagrodzeń dla pracowników do średnich wynagrodzeń w danym kraju czy w danym mieście, a w Polsce inwestowały w bardzo dużym stopniu ze względu na niskie płace (dużo niższe niż w krajach zachodnich). To często oznacza, że w naszym kraju dobrze zarabia w tych koncernach tylko niewielka część pracowników, np. osoby ze szczebla kierowniczego lub pracujące w tych zawodach, w których brakuje kadr (np. informatycy).

Znany szwajcarski bank Credit Suisse opracowuje dane na temat bogactwa poszczególnych krajów, wartości ich majątku w przeliczeniu na jednego dorosłego mieszkańca. To część tych danych za 2019 r., z których wynika, że zamożniejszym krajem od Polski są już nawet Chiny:

Polska – 57,9 tys. dolarów na jednego dorosłego mieszkańca
Chiny – 58,5 tys.
Szwajcaria – 565 tys.
Stany Zjednoczone – 432 tys.
Australia – 386 tys.
Islandia – 381 tys.
Luksemburg – 358 tys.
Nowa Zelandia – 304 tys.
Singapur – 298 tys.
Kanada – 294 tys.
Dania – 284 tys.
Wielka Brytania – 280 tys.
Francja – 276 tys.
Austria – 275 tys.
Holandia – 279 tys.
Szwecja – 265 tys.
Belgia – 246 tys.
Japonia – 238 tys.
Niemcy – 217 tys.
Hiszpania – 208 tys.
Izrael – 197 tys.
Korea Południowa – 175 tys.
Grecja – 96 tys.
Estonia – 78 tys.
Słowacja – 66 tys.
Czechy – 65 tys.
Litwa – 50,3 tys.
Węgry – 44,3 tys.

YouTube