Wśród materiałów budowlanych, które w tym roku bardzo podrożały, są wyroby ze stali (np. pręty zbrojeniowe czy stalowe części ogrodzenia) i cement. I niestety, nie zanosi się na to, żeby miały one w najbliższych miesiącach stanieć. Bo rynkowi analitycy (m.in. z agencji Moody’s – w odniesieniu do stali) nie przewidują, że w przyszłym roku znacząco zmaleje na nie popyt. Zaś z drugiej strony w krajach UE bardzo wzrosły w ostatnim czasie koszty produkcji stali i cementu, a to za sprawą dużo wyższych cen energii i uprawnień do emisji CO2.

Producenci cementu i stali w UE muszą płacić za emisję dwutlenku węgla. Muszą za nią płacić także elektrownie węglowe i gazowe, które dostarczają cementowniom i hutom prąd. Problem w tym, że ceny uprawnień do emisji CO2 w ostatnim roku drastycznie wzrosły. W Polsce, ale i w wielu krajach UE, pociągnęło to za sobą radykalny wzrost kosztów produkcji energii elektrycznej. W cementownie i huty uderzyło to podwójnie, bo muszą płacić dużo więcej i za prąd, i za uprawnienia do emisji CO2. Jak to się przekłada na ceny cementu i stali? Zanim odpowiem na to pytanie, chciałbym tylko dodać, że ceny uprawnień do emisji CO2 wzrosły drastycznie na skutek ciągłego zaostrzania polityki klimatycznej UE. Bo to zaostrzanie polega m.in. na windowaniu – w ramach unijnego systemu handlu emisjami EU ETS – cen uprawnień do emisji dwutlenku węgla administracyjnymi, odgórnymi metodami. Te metody to przede wszystkim wprowadzanie przez władze UE (za zgodą wszystkich unijnych państw, w tym Polski) mechanizmów, umożliwiających sztuczne ograniczenie podaży uprawnień do emisji CO2, i korzystanie z tych narzędzi (to np. tak zwany backloading i MSR – Market Stability Reserve). Po to, żeby podbić ceny tych uprawnień, co ma z kolei pomóc w obniżeniu emisji CO2.

Ceny uprawnień do emisji CO2 – w ramach unijnego systemu handlu emisjami EU ETS – jeszcze w 2017 r. były na poziomie 5-7 euro za tonę. Potem na skutek działań władz UE, ograniczających podaż tych uprawnień, zaczęły szybko rosnąć. W 2019 r. skoczyły do 25 euro, a pod koniec 2020 r. osiągnęły poziom 30 euro. Obecnie dochodzą do 60 euro za tonę i są dużo wyższe niż przewidywali analitycy.

Jak to wpływa na ceny stali i cementu? Zacznę od cementu. Produkcja jednej tony cementu pociąga za sobą emisję 600 kg dwutlenku węgla, a produkcji innego podstawowego materiału budowlanego, wapna – 1,1 t CO2. Zdecydowana większość tej emisji to w tym przypadku tzw. emisja procesowa. „Należy podkreślić, że emisja procesowa w produkcji cementu i wapna powstaje z reakcji chemicznej rozkładu węgla wapnia na tlenek wapnia i dwutlenek węgla. Nie ma dzisiaj na świecie innej lub zamiennej technologii produkcji cementu i wapna, dlatego wielkość emisji procesowej jest niezmienna i nieunikniona w produkcji tych dwóch podstawowych materiałów budowlanych” – czytamy w stanowisku przedstawicieli branży cementowej, wapienniczej, gipsowej i ceramicznej związanym z polityką klimatyczną UE.

Koszt produkcji cementu w Polsce to obecnie około 50 euro za tonę, a największy w nim udział ma dziś zakup uprawnień do emisji CO2 i koszt zakupu energii elektrycznej (udział prądu – przez ostatni duży wzrost jego cen – w koszcie produkcji cementu wzrósł do 30-35 proc.). Jeśli ceny tych uprawnień i prądu mocno rosną, muszą wzrosnąć mocno także ceny cementu, co miało miejsce w tym roku.

Zaś to, że jeszcze cement opłaca się u nas produkować i że jego ceny nie poszły w górę tak drastycznie, jak np. płyty OSB, wynika tylko z tego, że elektrownie i zakłady produkcyjne w UE wciąż dostają część uprawnień do emisji CO2 za darmo. Ale tę darmową pulę mają w najbliższych latach stracić – tak przynajmniej zakłada nowy, jeszcze nie przyjęty unijny plan klimatyczny, czyli Pakiet Fit for 55.

Warto w tym kontekście przytoczyć jeszcze raz niedawno opublikowane stanowisko przedstawicieli branży cementowej, gipsowej, ceramicznej i wapienniczej, związane z polityką klimatyczną UE: „Obecnie realizowana polityka klimatyczna UE nieuchronnie prowadzi do likwidacji produkcji klinkieru w polskich cementowniach (półprodukt w procesie produkcji cementu, który odpowiada za największą cześć emisji CO2) oraz wapna i przeniesienia jej poza UE, co doprowadzi do likwidacji około ¾ miejsc pracy w cementowniach oraz zakładach wapienniczych”.

Stowarzyszenie Przemysłu Cementowego podkreśla, że już przy cenach uprawnień do emisji CO2 na poziomie 28 euro unijni producenci przestali być konkurencyjni w porównaniu z producentami z krajów sąsiadujących z UE, np. z Turcji i Białorusi. Nic więc dziwnego, że import cementu z Białorusi do Polski wzrósł w latach 2016-2020 ponad 3-krotnie, ze 119 tys. do 440 tys. ton. Problem w tym, że sprowadzanie cementu z tych krajów nie tylko uderza w unijny przemysł cementowy, ale zwiększa też emisję CO2, ze względu na dalszy transport, ale i to, że białoruskie czy tureckie cementownie emitują – w przeliczeniu na jedną tonę wyprodukowanego cementu – dużo więcej dwutlenku węgla niż unijne (unijne od dawna ograniczają tę emisję, bo zmuszała je do tego polityka klimatyczna UE). I może się skończyć tak, jak w przypadku stali, której zbyt mała produkcja w krajach unijnych bardzo przyczyniła się do ostatniego dużego wzrostu jej cen w UE.

Było bowiem tak, że produkcja stali na świecie w ostatnich latach rosła, ale w UE malała – właśnie ze względu na coraz droższą energię i drożejące uprawnienia do emisji CO2. W zeszłym roku, przy niższych cenach energii niż dziś, koszt energii stanowił w Polsce 40 proc. kosztów produkcji hut stali. I jest to ich największa pozycja kosztowa – obok zakupu surowca. Zaś największy wpływ na koszty energii zużywanej przez huty mają obecnie ceny uprawnień do emisji CO2. Bo to od nich najbardziej zależy dziś poziom cen energii elektrycznej w Polsce (już w 2019 r., przy dużo niższych cenach prądu, jego zakup stanowił od 8 do 30 proc. kosztów produkcji hut stali: w górnej granicy tego przedziału były stalownie elektryczne), a także koszty energii cieplnej, którą huty wytwarzają na własne potrzeby – do produkcji hutniczej. Bo wytwarzając ją, huty emitują dwutlenek węgla i muszą za tę emisję płacić.

Tak czy owak za wzrost kosztów produkcji hut stali w Polsce odpowiada obecnie przede wszystkim wzrost cen energii elektrycznej i wzrost cen uprawnień do emisji CO2. W całej UE efektem tak wysokich cen energii i uprawnień do emisji CO2 było w ostatnich latach ograniczanie produkcji stali (m.in. poprzez wyłączanie pieców), co podnosiło jej ceny w krajach unijnych. Jednocześnie rósł import stali do krajów unijnych spoza UE.

W Polsce wygląda to szczególnie dramatycznie. Z raportu branżowego Banku Ochrony Środowiska, opublikowanego wiosną tego roku, wynika, że aż 75-80 proc. zużywanej w Polsce stali to stal z importu (w 2020 r. – 75 proc., a w 2018 r. – 80 proc.). Choć jeszcze w latach 2013-2015 było to 67 proc. Co ciekawe, największymi dostawcami stali do Polski są Niemcy i Rosja, a pozostali główni dostawcy to inne kraje unijne oraz pozostałe kraje europejskie.  Dlaczego tak jest? Dlaczego nie tylko Rosja, ale i Niemcy czy Włochy mają dużo bardziej rozwiniętą produkcję hutniczą niż Polska i są dużo mniej zależne od jej importu niż my? To osobny temat, do którego w naszym serwisie wrócimy.

YouTube